back The Independent cultural journal “Ji”

Jak za Jaremy i Krzywonosa

23-04-2003 http://www1.gazeta.pl/wyborcza/1,34475,1440695.html

Jurij Kiriczuk

Na Wołyniu obydwie strony przelewały niewinną krew i dopuszczały się haniebnych uczynków. Konflikt polsko-ukraiński nosił echa średniowiecznych wojen religijnych, było w nim coś z chłopskiego powstania, ludowej wojny - artykuł Jurija Kiriczuka

Rok 1943 cechował się krwawą walką między Polakami i Ukraińcami, która rozpoczęła się na Wołyniu. Co do niej doprowadziło?

Przede wszystkim trzeba wziąć pod uwagę złożony i często sprzeczny rozwój wcześniejszych stosunków polsko-ukraińskich. Ukraińcy byli narodem zniewolonym gospodarczo, politycznie i kulturalnie, który walczył o niepodległość. W świadomości ukraińskiej dominowała chęć rewanżu za porażkę w latach 1918-20 [gdy Ukraińcom nie udało się stworzyć niepodległego państwa - red.]. Do tego w latach 40. Polacy nie chcieli zrezygnować z ziem zachodniej Ukrainy.

Nierzadko uczeni wypowiadający się na temat konfliktu polsko-ukraińskiego w 1943 r. piszą wyłącznie o jego motywach narodowych, zapominając, że czynniki społeczne były też niezwykle wybuchowe. Rolę bomby o opóźnionym zapłonie odgrywał na Wołyniu podział własności ziemskiej. Jeszcze w czasach przedwojennych większa część gruntów została przekazana polskim kolonistom. Osadnicy byli żywym symbolem krzywdy, którą rząd polski wyrządził Ukraińcom. Pogłębiali podziały, zaostrzali stosunki między Polakami i Ukraińcami. Dlatego ukraińska wiejska ludność Wołynia z zadowoleniem przyjęła dekret UPA z 15 sierpnia 1943 r. o przekazaniu ziem należących kiedyś do polskich właścicieli i kolonistów gospodarstwom ukraińskim.

Władze niemieckie podgrzewały antypolskie nastroje Ukraińców, stale podsycały tę nienawiść. Erich Koch mówił: "Trzeba zrobić wszystko, żeby Polak przy spotkaniu z Ukraińcem chciał go zabić, żeby Ukrainiec, zobaczywszy Polaka, też płonął pragnieniem jego śmierci". Stosunek Niemców do konfliktu polsko-ukraińskiego podkreśla odpowiedź komisarza sarneńskiego na skargi Polaków: "Wy chcecie Sikorskiego, a Ukraińcy chcą Banderę. Bijcie się między sobą". Często na zebraniach sołtysów przedstawiciele administracji niemieckiej podburzali Ukraińców, żeby "bili Lachów, gdzie tylko ich spotkają".

Na Włodzimierszczyźnie Niemcy na mityngach obłudnie występowali w roli obrońców ludności ukraińskiej przed polskim terrorem, obiecywali rozstrzeliwać po dziesięciu Polaków za każdego zabitego przez nich Niemca. Wzięci do niewoli żołnierze UPA tak mówili radzieckim śledczym: "Niemcy zakładają płaszcze z tryzubem i idą palić polskie wsie, że niby robimy to my. Tak było w Hucie Stefańskiej. Niemców było z 250 ludzi po cywilnemu. Wrzucali żywe dzieci do ognia". Jednocześnie w prasie hitlerowskiej pojawiały się zdjęcia cywilów z podpisem: "Partyzanci zabijają polskie kobiety i dzieci".

Po przejściu ukraińskiej policji do lasu faszyści jeszcze bardziej grali z Polakami. Na miejsce ukraińskiej policji przyszła polska [granatowa - red.]. W Łucku wszystkie niemieckie instytucje były opanowane przez Polaków. Napięcie między Polakami i Ukraińcami wnosiła działająca na Wołyniu partyzantka radziecka.

Kto pierwszy?

Próba wyjaśnienia, kto pierwszy rozpoczął na Wołyniu walkę zbrojną, jest beznadziejna - mówił w 1997 r. na polsko-ukraińskiej konferencji historycznej w Iwano-Frankowsku prof. Jarosław Isajewicz. Pierwsze napady na Polaków zanotowano pod koniec 1942 r. Odbyły się one pod znakiem zemsty za wydarzenia na Chełmszczyźnie [gdzie polskie podziemie atakowało działaczy ukraińskich - red.]. W katolickie Boże Narodzenie polska bojówka napadła na wieś Peresołowycze. Nad trupami zamordowanych Ukraińców śpiewano kolędy. Na początku 1943 r. zabójstwa Polaków dokonane przez Ukraińców miały charakter sporadyczny. Mordowano głównie ludzi związanych z administracją, którzy dali się we znaki miejscowej ludności. (...) Akcja antypolska nabrała charakteru zdecydowanie etnicznego pod koniec lutego. Doszło do masowych zabójstw Polaków w powiecie sarneńskim i kostopolskim na Rówieńszczyźnie. W marcu na Wołyniu chodziły słuchy, że "Wielkanoc Ukraińcy będą obchodzić już bez Polaków".

Do głównych wydarzeń doszło latem 1943 r. Pismo UPA "Do broni" groziło: "Budować Polskę niech jadą na ziemie polskie, bo tu mogą tylko przyspieszyć swoją haniebną śmierć". Banderowcy zdecydowali oczyścić Wołyń z Polaków. Ich przedstawiciele objechali wszystkie polskie wsie, żeby ich mieszkańcy wyjechali w ciągu 48 godzin za Bug albo San - inaczej śmierć. Polskie podziemie wydało rozkaz, żeby zostać, bo inaczej Polska straci Wołyń. Po stronie Ukraińców była sprawiedliwość historyczna. Trzeba jednak też brać pod uwagę emocjonalną i psychologiczną motywację polskich mieszkańców Wołynia. Dla nich te ziemie też były ojczyzną. Obydwie strony wybrały nie polityczny, ale biologiczny sposób rozwiązania konfliktu.

11 lipca 1943 r. UPA rozpoczęła kampanię depolonizacji Wołynia. AK i inne polskie ugrupowania zbrojne stawiły opór. Z obawy przed rzeziami Polacy masowo uciekali ze wsi do miast, wstępowali do partyzantki polskiej i radzieckiej, wyjeżdżali na roboty do Niemiec.

Obydwie strony przelewały niewinną krew i dopuszczały się haniebnych uczynków. Udział w akcjach brali cywile z kosami i siekierami. W ruch poszły polana, kamienie, odżyły średniowieczne pale. Zdawało się, że wróciły czasy Jaremy Wiśniowieckiego i Maksyma Krzywonosa. W wołyńskich wsiach doszło do reminiscencji wydarzeń z ulic Niemirowa w 1648 r. i Humania w 1768 r. [gdzie doszło do masowych pogromów - red.]. Konflikt polsko-ukraiński nosił echa średniowiecznych wojen religijnych, było w nic coś z chłopskiego powstania, ludowej wojny.

Lachy za San

Trudno ustalić liczbę ofiar po obu stronach. Polscy historycy oceniają liczbę ofiar po stronie polskiej na 50 tys., zaś ukraińskich na trzy razy mniej. Moim zdaniem te liczby są poważnie zawyżone. Sprawozdania AK za 1943 r. mówią, że na Wołyniu zginęło w tym roku 15 tys. Polaków i nieco mniej Ukraińców.

Po porażce na Wołyniu Polacy próbowali wziąć rewanż na Chełmszczyźnie. Na pomoc miejscowym Ukraińcom przybyło wówczas kilka oddziałów UPA z Wołynia, które zaczęły partyzantkę przeciw Polakom.

Konflikt polsko-ukraiński rozszerzył się też na Galicję. Do pierwszych napadów na Polaków doszło w sierpniu 1943 r. Prawdopodobnie zrobiły to też zapuszczające się na te ziemie oddziały UPA z Wołynia. W odpowiedzi Polacy zabili kilku znaczących przedstawicieli społeczności ukraińskiej, m.in. we Lwowie profesora medycyny Łastowieckiego, a w Przemyślu popularnego piłkarza Wowczyszyna. Na akcje odwetowe nie trzeba było długo czekać. Pod koniec lata w Galicji doszło do masowych przypadków terroru przeciwko polskim wsiom i Ukraińcom wyznania rzymskokatolickiego. Celem było zmuszenie Polaków, żeby przesiedlili się na ziemie etnicznie polskie. Działo się to pod hasłem "Lachy za San".

Próbując zatrzymać tę wrogość, greckokatolicki metropolita Lwowa Andrzej Szeptycki zwrócił się do rzymskokatolickiego arcybiskupa Twardowskiego z propozycją przygotowania wspólnego posłania dwóch hierarchów, ale ten odpowiedział, że nie może mieszać się do spraw politycznych. W Galicji ofiarami konfliktu padło 10-12 tys. Polaków. Ukraińsko-polska rzeź 1943 r. zaszkodziła obu narodom, posiała jeszcze więcej nienawiści i nieufności.

tłum. maw

*Jurij Kiriczuk - lwowski historyk, który zginął w wypadku samochodowym we wrześniu 2002 r. Przez ostatnie pięć lat pracował nad monografią "Ukraiński ruch narodowowyzwoleńczy Galicji i Wołynia w latach 40. i 50. XX w.", która ukaże się wkrótce. Powyższy tekst jest jej fragmentem. Przedrukowujemy go za lwowską gazetą "Postup"

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - www.gazeta.pl - 2003 © Agora SA


Prawo potomków

23-04-2003 http://www1.gazeta.pl/wyborcza/1,34475,1440704.html

Jacek Kuroń

I my, i Wy wyznajemy Ewangelię, w której Jezus zwraca się, jak wierzę, do każdego z nas: nie szukaj źdźbła w oku bliźniego, lecz belki w oku swoim. Z tych powodów mówię do Was nie tylko w swoim imieniu - wybaczcie nam - pisze Jacek Kuroń

Drodzy Przyjaciele! Przyjaźń między narodem polskim i ukraińskim jest bardzo trudna, tak jak trudna jest przyjaźń między narodem polskim i niemieckim. My, Polacy, jesteśmy Ukraińcami dla Niemców i Niemcami dla Ukraińców. Na ogół nie wiemy nic o niemieckim wkładzie w naszą kulturę, a pamiętamy im pozbawienie niepodległości, zabory, germanizację, okupację, walkę chłopa polskiego o ziemię, której pozbawiali go niemieccy koloniści. Niemcy często pamiętają o tym pierwszym, a nie wiedzą o drugim. Do końca II wojny światowej i jeszcze trochę po niej polski ruch oporu był przez wielu Niemców traktowany jako bandytyzm. Na analogicznej zasadzie wciąż jeszcze są budowane stereotypy Ukraińców w świadomości niemałej części Polaków i stereotypy Polaków wśród wielu Ukraińców - jako wroga.

Piszę to wszystko, bo przyjaźń naszych narodów będzie właśnie w obecnie nadchodzących miesiącach wystawiona na ciężką próbę. W Polsce trwają już przygotowania do obchodów przypadającej latem tego roku 60. rocznicy wydarzenia, które w polskiej pamięci historycznej określa się jako rzeź wołyńską. Faktem jest, że w lipcu 1943 roku banderowskie skrzydło Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i związane z nim oddziały Ukraińskiej Powstańczej Armii rozpoczęły czystkę etniczną na Wołyniu, tzn. zabijały polską ludność pod hasłem "Lachy za San". Polska Armia Krajowa podjęła akcje odwetowe, ale liczba zamordowanych, także kobiet i dzieci, po stronie polskiej była kilkakrotnie większa niż po stronie ukraińskiej.

Na takie rocznice patrzę z mieszanymi uczuciami. Poległym, pomordowanym winni jesteśmy pamięć i hołd. Jeśli jednak robimy to w rytmie rocznic, to wyrywamy każde zdarzenie z jego historycznego kontekstu i tym samym malujemy fałszywy obraz stosunków polsko-ukraińskich.

Mają prawo potomkowie wołyńskich Polaków czcić bliskich i rodaków zamordowanych w danym miejscu i czasie przez Ukraińców. Mają też prawo czcić swoich poległych potomkowie mieszkańców takich wsi jak Pawłokoma czy Zawadka Morochowska, gdzie akurat w pewnym czasie mordercami byli Polacy. Możemy cały rok zapełnić rocznicami, a to polskiej pacyfikacji z 1930 roku, a to burzenia cerkwi pod koniec lat 30.

Na zachodniej Ukrainie i w południowo-wschodniej Polsce bliskie sąsiedztwo Ukrainy i Polski ma już tysiąc lat. Są w tej historii karty piękne, ale przytłacza je łańcuch krzywd obustronnych i wzajemnego odwetu, a krew nie wsiąka w ziemię, tylko rodzi mściciela, i nikt już dziś nie potrafi powiedzieć, kiedy i kto zaczął. Jednak od ponad 600 lat to my - Polacy - byliśmy stroną silniejszą, panującą i w związku z tym polonizowaliśmy ukraińskie elity. W XIX i pierwszej połowie XX wieku, kiedy w Polsce i na Ukrainie kształtowała się w masach świadomość narodowa, niemal w analogicznych formach, co najmniej dwa razy uniemożliwiliśmy Ukrainie wybicie się na niepodległość, zaś Ukraińcy nigdy takiej krzywdy nam nie zrobili.

Niezależnie od tego my i Wy wyznajemy Ewangelię, w której Jezus zwraca się, jak wierzę, do każdego z nas: nie szukaj źdźbła w oku bliźniego, lecz belki w oku swoim. Zaś pomysł, że nakazy Ewangelii nie dotyczą stosunków między wspólnotami narodowymi, jest niechrześcijański i sprzeczny z duchem Ewangelii. Z tych powodów mówię do Was, jestem przekonany, nie tylko w swoim imieniu - wybaczcie nam.

Niestety ani my, ani Wy jeszcze do tego nie dojrzeliśmy, choć niewątpliwie dojrzewamy dzień po dniu i rok po roku.

Warszawa, 28.02.2003

List został napisany z okazji przyznania Jackowi Kuroniowi tytułu Rycar Hałyczyny. Ukazał się w kilku gazetach ukraińskich

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - www.gazeta.pl - 2003 © Agora SA