homepage The Independent cultural journal “Ji”

 

Polsko-ukraińskie spotkanie „Jak nam poradzić ze swoją historią?”

Lwów, 1 listopada 2002 r.

Program okrągłego stołu
Polscy uczestnicy spotkania
Ukraińscy uczestnicy spotkania
List Zofji Hertz i Henryka Giedroyca do uczestników spotkania
List Krzysztofa Czyżewskiego do uczestników spotkania
List otwarty do Ukraińców i Polaków dobrej woli w sprawie Cmentarza Orląt
Zdjęcia


Komunikat dla prasy

Polsko-ukraińskie spotkanie 1 listopada 2002 r. we Lwowie jest inicjatywą obywatelską tych Polaków i Ukraińców, którzy uważają, że dialog, porozumienie i pojednanie między naszymi narodami jest jednym z najważniejszych zadań, jakie stoją przed naszymi społeczeństwami. Zadaniem tak ważnym, że dla jego realizacji nie wystarczą wysiłki władz naszych krajów, lecz konieczne jest włączenie się w proces dialogu polsko – ukraińskiego jak najszerszych środowisk z obu stron granicy. Bo tylko dialog i wola pojednania pozwolą na przełamanie kryzysów w stosunkach dwustronnych takich jak ten, który powstał wokół Polskich Grobów Wojskowych – Cmentarza Orląt.

Ufamy, że ta ostatnia sprawa zostanie rozwiązana z poszanowaniem wrażliwości obu zainteresowanych stron. My spotkaliśmy się po to, aby oddać szacunek i pomodlić się w intencji tych Polaków i Ukraińców, którzy 84 lata temu zginęli w wojnie polsko – ukraińskiej. Wierzymy, że przy dobrej woli cmentarze, które były świadectwem polsko – ukraińskiego konfliktu, mogą stać się, dla nas współczesnych, znakiem dokonującego się pojednania.


Program okrągłego stołu „Jak nam poradzić ze swoją historią?”

Miejsce obrad: hala konferencyjna Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego (ul. Święcickiego, 17)

Otwarcie konferencji
11.00-11.15
Prowadzą: Bogumiła Berdychowska (Polska) / prof. Jarosław Hrycak (Ukraina)

Odczyt referatów głównych:
11.15-11.35: Jacek KUROŃ
11.35-11.55: Myrosław MARYNOWYCZ

11.55 Dyskusja
Prowadzą: Taras Wozniak (Ukraina), Maria Szeptycka (Polska)

13.45 –14.00 Przemówienia kardynałów M.Jaworskiego i L.Huzara

16.00 - 18.00 Wspólne odprawy modlitewne


Polscy uczestnicy spotkania

  1. o. Stefan Batroch
  2. Bogumiła Berdychowska, dziennikarka, Forum Polsko-Ukraiński
  3. Jacek Borkowicz, publicysta, czasopismo „Więź”
  4. dr Jan Jacek Bruski, historyk, Uniwersytet Jagielloński
  5. Jan Byra, poseł na sejm RP
  6. Izabella Chruślińska, specjalista ds. mediów
  7. Izabella Cywińska, b. minister kultury, reżyser
  8. Mirosław Czech, b. poseł na sejm
  9. dr Andrzej Friszke, profesor, Instytut Studiów Politycznych PAN
  10. dr Aleksandra Hnatiuk, profesor, Uniwersytet Warszawski
  11. dr Andrzej Janowski, profesor, Uniwersytet Warszawski
  12. Andrzej Kaczyński, dziennikarz, „Rzeczpospolita”
  13. Jacek Kluczkowski, Fundacja „Wiedzieć jak”
  14. Piotr Kosiewski, historyk sztuki, krytyk, Kwartalnik Literacki „Kresy”
  15. dr Paweł Kowal, Instytut Studiów Politycznych PAN
  16. Krzysztof Kozłowski, b. senator, zastępca redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”
  17. dr Joanna Kurczewska, profesor, Instytut Filozofii i Socjologii PAN
  18. dr Jacek Kurczewski, profesor, Uniwersytet Warszawski
  19. Jacek Kuroń, działacz społeczny, b. poseł na sejm oraz minister
  20. Roman Laudański, dziennikarz, „Gazeta Pomorska”’
  21. Andrzej Mencwel, profesor, Uniwersytet Warszawski
  22. dr Grzegorz Motyka, historyk, IPN; Lublin
  23. Joanna Teresa Nowak, historyk sztuki
  24. Maria Przełomiec, dziennikarka, BBC
  25. dr Jerzy Rejt, b. przewodniczący Związku Ukraińców w Polsce
  26. dr Ewa Rybalt, kanclerz Europejskiego Kolegium Polskich i Ukraińskich Uniwersytetów, Lublin
  27. Krystyna Sadowska, artystka, Kraków
  28. Paweł Smoleński, pisarz, dziennikarz, „Gazeta Wyborcza”
  29. Barbara Stanowska, Fundacja „Edukacja dla demokracji”
  30. Krzysztof Stanowski, Fundacja „Edukacja dla demokracji”
  31. dr Maria Szeptycka, profesor, PAN
  32. Marta Szostkiewicz, dziennikarka, Radio Kraków
  33. Piotr Tyma, sekretarz Związku Ukraińców w Polsce
  34. Agnieszka Widacka, historyk sztuki
  35. Jan Widacki, b. ambasador RP w Litwie
  36. Andrzej Wielowieyski, senator RP
  37. Marcin Wojciechowski, dziennikarz, „Gazeta Wyborcza”
  38. Henryk Wujec, przewodniczący Forum Polsko-Ukraińskitgo
  39. Kalina Zielińska, Forum Polsko-Ukraiński
  40. Jarosław Zoń, dziennikarz, Radio Lublin

Do uczestników spotkania: „Polacy – Ukraińcy – jak sobie radzić z przeszłością?”

Maisons-Laffitte, 24 października 2002

Szanowni Państwo!

Nigdy nie ulegało dla nas i dla śp. Redaktora Jerzego Giedroycia wątpliwości, że stosunki polsko – ukraińskie są sprawą najwyższej wagi nie tylko dla pomyślności obu naszych narodów, ale także dla stabilności i bezpieczeństwa w całym regionie środkowej i wschodniej Europy. W dalszym ciągu żywimy to przekonanie. Dlatego z satysfakcją odnotowujemy wszystkie te fakty, które pokazują, iż pomimo trudnego, a nawet tragicznego bagażu historii, Polacy i Ukraińcy potrafią współcześnie owocnie ze sobą współpracować. Również dlatego niepokoją nas te wydarzenia, które zdają się budować nowy mur niezrozumienia i niechęci między Polską a Ukrainą. Pomimo dobrych polsko – ukraińskich stosunków politycznych, które udało się zbudować w okresie ostatniej dekady, w naszych relacjach nie brakuje, niestety, spraw trudnych, z którymi nie potrafimy sobie dać rady. Podglebiem dużej części napięć w relacjach polsko - ukraińskich, które obserwowaliśmy w ostatnich latach, są dramaty z przeszłości. Do jednego z najpoważniejszych kryzysów w stosunkach polsko – ukraińskich w ostatnim czasie, doprowadziła sprawa otwarcia Cmentarza Orląt, na którym spoczywają uczestnicy wojny sprzed z górą osiemdziesięciu lat. Okazało się, że pomimo ogromnego dystansu czasowego, ludzie małej wyobraźni lub złej woli, mogą wywołać tego rodzaju emocje społeczne, które skutecznie utrudnią podejmowanie racjonalnych decyzji.

Z tego stanu rzeczy powinniśmy wyciągnąć kilka wniosków. Po pierwsze: kontakty elit politycznych nie zastąpią rzeczywistego i szerokiego dialogu między społeczeństwami obu naszych krajów. Po drugie ludzie dobrej woli z obu stron polsko – ukraińskiej granicy, szczególnie zaś inteligencja, nie mogą być obojętni wobec przejawów złej woli, nietolerancji i ksenofobii, ponieważ bierność może być traktowana jako przyzwolenie.

Nie można myśleć o poważnym dialogu polsko – ukraińskim bez próby zmierzenia się z najbardziej bolesnymi wydarzeniami z naszej historii. Tą dewizą kierował się zawsze w swojej pracy redaktorskiej Jerzy Giedroyc, dlatego właśnie na łamach „Kultury” nigdy nie brakowało miejsca dla krytycznego oglądu polsko – ukraińskich stosunków w przeszłości. Nie mamy złudzeń – w wielu wypadkach – Polacy i Ukraińcy – inaczej będą patrzeć na wspólną przeszłość. I nie chodzi o to, by patrzyli tak samo, lecz by różniąc się zachowali szacunek wobec wrażliwości drugiej strony. Lekcję takiego szacunku dał w swoim liście pasterskim z 20 czerwca b.r. kardynał Lubomyr Huzar, który napisał:

wojskowe cmentarze na Łyczakowie – to świątynie narodu ukraińskiego i polskiego, które zobowiązują każdego ze współczesnych do szacunku.

Szanowni Państwo! Z radością przyjęliśmy informację o Państwa spotkaniu, które – mamy nadzieję - przyczyni się do lepszego zrozumienia się Polaków i Ukraińców, choć jako realiści zdajemy sobie sprawę, że prawdziwe pojednanie wymagać będzie jeszcze wiele wysiłku z obu stron. Jednak wierzymy głęboko: konsekwencja i upór w dobrej sprawie -wcześniej lub później przyniosą efekty. Chcemy wierzyć, że tego uporu Państwu nie zabraknie.

Zofia Hertz Henryk Giedroyc


LIST DO LWOWA
na spotkanie „Polacy i Ukraińcy – jak sobie radzić z historią.
Rola intelektualistów

Pragnę podzielić się z Państwem refleksją o pewnym zastoju jaki w moim poczuciu zaistniał w stosunkach polsko-ukraińskich oraz zastanowić się nad możliwościami jego przełamania. Zastój na pograniczu w czasie burzliwych przemian, to sprawa poważna, to prawdziwy kryzys. Ponadto rzecz zdaje się dotyczyć nie tylko spraw polsko-ukraińskich, ale także innych pogranicz Europy Środkowowschodniej jeszcze nie tak dawno świętującej ‘jesień narodów’, a z nią nadzieję nadejścia lepszych czasów.

Impet pewnej linii postępowania, pewnych koncepcji rozwijających się na przestrzeni szeregu lat na naszych oczach najwyraźniej ulega wyczerpaniu. Myślę tutaj o koncepcjach budowania współpracy Ukraińców i Polaków w oparciu o przewartościowanie własnych postaw z przeszłości, krytyczne podejście do własnej historii i mitów z nią związanych, a więc o tych tradycjach, które zwykliśmy utożsamiać na przykład z linią paryskiej „Kultury”.

Już w ostatnich latach życia Jerzego Giedroycia, kontaktując się z nim i osobiście i listownie, odnosiłem wrażenie, że nie jest on usatysfakcjonowany tym, na jakim etapie rozwoju znajdują się nasze wzajemne stosunki. Nam wydawało się, że osiągnęliśmy wiele i żegnając Redaktora, żegnaliśmy człowieka, którego linia myślenia i działania okazała się zwycięska i spełniona. Pozostawało to w rażącej dysproporcji z jego własnymi odczuciami i przekonaniem, że jesteśmy dopiero na początku długiej i trudnej drogi. Satysfakcję mógł mieć z tego, jak stosunki polsko-ukraińskie kształtują się na szczytach władzy, ale zdawał sobie sprawę, że to jest tylko wierzchołek góry, który wcale nie musi promieniować na nasze społeczeństwa. Pod koniec życia coraz więcej uwagi poświęcał lokalnym inicjatywom, zachęcał do działania rozmaite stowarzyszenia i organizacje społeczne, pomagał budować sieć kontaktów pomiędzy nimi, wywalczał dla nich stypendia, wstawiał się za nimi i podkreślał ich znaczenie przy każdej okazji kontaktu z władzami najwyższego szczebla.

Temu właśnie wątkowi ostatniego przesłania Jerzego Giedroycia, ciągle przez nas niewypełnionego, a może nawet niedocenionego i przeoczonego, chcę poświęcić więcej uwagi. Wydaje mi się bowiem, że tutaj tkwi jedna z przyczyn wspomnianego wyżej kryzysu, a także jedna z możliwości jego przełamania.

Już dobrych kilka lat temu, w tekście z cyklu „Z perspektywy pogranicza”, pisałem na łamach „Kultury” tak: “Niedawno z okazji przygotowywanego przez prezydentów pojednania polsko-ukraińskiego w telewizyjnym "W centrum uwagi" wystąpili trzej zaproszeni goście — jeden reprezentował polskie środowiska kombatanckie i dopominał się zadośćuczynienia za eksterminację ludności polskiej na Wołyniu; drugi reprezentował mniejszość ukraińską w Polsce i dopominał się zadośćuczynienia za Akcję "Wisła". Ponieważ przygotowywany dokument miał uwzględnić ich żądania obaj panowie wyglądali na usatysfakcjonowanych. Dobry nastrój rozmowy popsuł natomiast trzeci z gości, który zamiast zgodnie podkreślić kilkuletni trud włożony w przygotowanie tego dokumentu ni stąd ni zowąd wyraził obawę, że to pojednanie pozostanie jedynie na papierze, że tak na prawdę to ostatnie lata przespaliśmy robiąc bardzo niewiele, że ciągle nie zostały opracowane i wydane odpowiednie podręczniki szkolne, że niewiele uczyniono dla pojednania polsko-ukraińskiego na poziomie społeczności lokalnych itd. Prezydenci podpisali ten dokument, natomiast zaraz potem w Przemyślu próbowano zablokować organizację festiwalu kultury ukraińskiej, we Lwowie wybuchła awantura o napisy na grobach Orląt Lwowskich, w Kijowie zbezczeszczono flagę polską wraz z innymi flagami państw sąsiednich, w Lesznie zniszczono tablicę upamiętniającą ofiary Akcji "Wisła"...”

Tak było w roku 1997. Dzisiaj można by dopisywać dalszy ciąg tej historii: nowy kryzys w sprawie cmentarza Orląt Lwowskich, pełna sprzecznych i emocjonalnych reakcji debata o UPA i przyznaniu jej członkom praw kombatanckich… Ponownie okazało się, że prezydent z Kijowa nie może wpłynąć na to, co myśli i postanawia rada miejska ze Lwowa, a także i to, że prezydent z Warszawy, podobnie jak i przeważająca część mediów i środowisk inteligenckich z Polski uważających się za przyjaznych Ukrainie, nie potrafią zrozumieć trudnej sytuacji w jakiej polska sprawa narodowa ucieleśniona w cmentarzu na Łyczakowie stawia ukraińskich mieszkańców Lwowa; trudno nam było też przyznać się przed sobą, że w analogicznej sytuacji na terytorium Polski z pewnością znaleźliby się i radni i politycy reprezentujący podobne do ich lwowskich odpowiedników postawy.

Ale nie to jest może najważniejsze i nie tym torem biegnie moja zasadnicza refleksja. Powracam do Bohdana Skaradzińskiego, on to był bowiem ową niesforną postacią w studio telewizyjnym i jego imię świadomie dzisiaj w tym liście przywołuję. Pisałem o nim wtedy jako o człowieku, który wyraża istotę Akcji Środkowoeuropejskiej. Swój koncept owej Akcji wywodziłem z ducha musilowskiego, tak przecież prześmiewczego wobec słynnej Akcji Równoległej z „Człowieka bez właściwości”, która “tymczasowo definitywnie odkłada kwestię autentycznego działania do późniejszego rozpatrzenia w myśl aktywnego pasywizmu". Szukałem przeciwległego bieguna do rozmaitych szczytów, spotkań na wysokim szczeblu, powoływania wysokich komisji i generalnych koncepcji. One mają swoje znaczenie, ale daleko niewystarczające. Myślałem więc o Akcji Środkowoeuropejskiej, która byłaby kreacją a nie restauracją, nie kolejnym sojuszem państw i strategią urzędów lecz codzienną współpracą pomiędzy obywatelami, miastami i regionami. Taka Akcja to kupcy przecierający nowe szlaki i przedsiębiorcy uruchamiający wspólne inwestycje; to otwarte na sąsiedztwo uniwersytety, wydawnictwa i środki masowego przekazu; to działania interkulturowe, programy szkolne o charakterze integracyjnym, obozy młodzieży, kluby dyskusyjne, pielgrzymki, kursy językowe i zawody sportowe. Brakuje bardzo takiego budowania na samym dole, organicznego, ciepłego dzięki międzyludzkim kontaktom, a jednocześnie śmiałego w swych ambicjach i rozmachu. To jest praca przy mozaice, przy której nie operuje się dużymi płaszczyznami lecz małymi szkiełkami, cierpliwie dopasowując je do siebie.

Dorobek środowisk intelektualnych i akademickich w kwestii badania i opisania wspólnej historii Polaków i Ukraińców jest pokaźny i zasługuje na uznanie. Problemem jednak ciągle pozostaje jego spożytkowanie w budowaniu silnego społeczeństwa obywatelskiego naszych krajów. W dalszym ciągu trudno nam jest znaleźć przełożenie wiedzy zdobywanej podczas intelektualnych debat na sferę praktyki życia, lokalnych międzyludzkich spraw. To jest nasz wielki kompleks i dramat, z którego, co gorsza, rzadko zdajemy sobie sprawę. Czy naprawdę naszą największą potrzebą na dzisiaj jest napisanie jeszcze jednej ważnej książki, brakującej po stronie polskiej lub ukraińskiej; albo zorganizowanie kolejnego okrągłego stołu lub konferencji; albo wyprodukowanie kolejnego filmu lub programu telewizyjnego? Nie neguję znaczenia takich działań, sam w nich uczestniczę i jestem ich beneficjantem. Twierdze tylko, że daliśmy się w tym zasklepić, że ciągle pozostaje to rodzajem naszego azylu a więc i ucieczki, że nie przetarliśmy ścieżki, którą te nasze idee i prawdy docierałyby ku ludziom i nie wypracowaliśmy wystarczająco skutecznych działań, które sprawę naszą ukorzeniałyby w realnym życiu wspólnoty.

Pracując przez ponad już dziesięć lat wśród społeczności lokalnej pogranicza przekonałem się, że owoc takiej wieloletniej wspólnej pracy na dole, w konkretnej rzeczywistości, owo dosłuchiwanie się siebie nawzajem, dorastanie w sporach i sojuszach, uczestniczenie w codziennym, wieloletnim dialogu – nie trzy-dniowym okrągłym stole – ten owoc ma zupełnie inną jakość, energię i żywotność. Żadne działanie mediów, polityków i akademików nie jest w stanie go osiągnąć. To inny smak, ani gorszy ani lepszy. Ale jednak jego brak mi dzisiaj najbardziej.

Piszę więc tutaj o nowych narzędziach, które trzeba wobec sytuacji pogranicza polsko-ukraińskiego zastosować, aby nasze działanie było skuteczne. Nie małe znaczenie w tej sytuacji ma polityka finansowa, przydzielanie różnych grantów i dotacji, które - zarówno w sektorze inicjatyw państwowych jak i w sektorze organizacji pozarządowych, samorządów lokalnych, międzynarodowych fundacji i programów europejskich - nakierowane są w przeważającej mierze na wspieranie starych narzędzi, czyli rozmaitych konferencji, szkoleń międzynarodowych i festiwali, a nie dla przykładu stowarzyszeń animatorów społecznych działających w przestrzeni życia codziennego mieszkańców pogranicza. Pracując przez szereg lat w międzynarodowej instytucji przyznającej granty na projekty kulturowe w obszarze całej Europy Środkowowschodniej zauważyłem ze zdumieniem, że powszechne jest przekonanie, iż dotacje otrzymują duże i kosztowne festiwale, natomiast nikt się nie spodziewa, że wsparcie w podobnej wysokości można uzyskać na ciekawy program kulturowy realizowany dajmy na to przez cały rok (a nie przez kilka dni festiwalowego fajerwerku) na pograniczu polsko-ukraińskim.

Wyczerpanie, które tak wyraźnie odczuwam w obecnym stadium rozwoju stosunków polsko-ukraińskich, a i szerzej stosunków sąsiedzkich w obszarze post-komunistycznej Europy, nie jest związane oczywiście tylko z wysłużeniem się pewnych narzędzi prowadzenia dialogu, który powinien zbliżać nas ku sobie, a ciągle nie potrafi objąć swym zasięgiem szerszych warstw społeczeństwa. Nie sposób nie zauważyć dzisiaj, że środowiska reprezentujące wspomnianą przeze mnie na początku linię zbliżenia w oparciu o krytyczne przewartościowanie własnej historii, okazały się nie tak liczne, a ich koncepcje nie tak zwycięskie jak się to jeszcze na początku lat 90. wydawało.

Trendem dominującym obecnie wśród polskich historyków jest koncentrowanie się na martyrologii własnego narodu, na krzywdach i ranach zadanych przez innych oraz na zarzutach wobec drugiej strony, że tą martyrologię przemilcza lub zakłamuje. Jest w tym oczywiście i ziarno prawdy i naturalna potrzeba zadośćuczynienia tym, którzy o swoich cierpieniach w czasach sowieckich nie mogli głośno mówić. Ale jednocześnie ci historycy ulegają podobnie niebezpiecznym złudzeniom jakim uległ Adam Strzembosz piszący o stosunkach polsko-żydowskich w czasie ostatniej wojny. Problem współpracy części społeczności żydowskiej z władzą sowiecką jawił mu się jako “przemilczana kolaboracja” i uznał za swój święty obowiązek przypominanie o tym społeczeństwu polskiemu przy każdej nadarzającej się okazji, z czym nie miał kłopotu, bo media skwapliwie udzielały mu głosu. W rzeczywistości Strzembosz wyważał otwarte drzwi, bo postać “Żyda-sowieckiego kolaboranta” to nic ani nowego ani zapomnianego przez nasze społeczeństwo, przeciwnie - to zakrzepły stereotyp, paraliżujący często możliwość trzeźwej oceny różnych wstydliwych, antysemickich postępków z kart naszej współczesnej historii. Natomiast sprawą rzeczywiście przemilczaną i słabo uświadamianą w naszym społeczeństwie jest fakt kolaboracji Polaków z Sowietami, a także fakt represji jakim byli poddawani Żydzi pod okupacją sowiecką, zsyłani razem z Polakami na Syberię.

Podobnie sprawy się mają w odniesieniu do relacji polsko-ukraińskich. Może zbyt krytycznie to oceniam, ale mam wrażenie, że i na tym polu historycy wyważają otwarte drzwi. Oczywiście nie wszyscy, ale nie zmienia to mojego generalnego odczucia, że Polacy dzisiaj raczej umacniają się w zakorzenionym w nich głęboko stereotypie Ukraińca-faszystowskiego kolaboranta i polakożercy, niż przyswajają sobie wiedzę o własnych niecnych postępkach wobec swych ukraińskich sąsiadów oraz o ich martyrologii w XX wieku. Nie chcę przez to powiedzieć, że nie należy pisać o zbrodniach dokonywanych na Polakach na Wołyniu. Chodzi mi tylko o proporcje, o równowagę w przywoływaniu innych faktów z dziejów polsko-ukraińskiego sąsiedztwa, o rozsądną i uczciwą obecność tych faktów w mediach, a przede wszystkim o zachowanie tej postawy, która nas w postępowaniu wobec naszych sąsiadów uwierzytelnia, a mianowicie postawy autokrytycznej refleksji.

Taką postawę przyjęli Miłosz i Venclova w swoim słynnym dialogu o Wilnie, w którym każdy z nich starał się wykazać krytycznym stosunkiem do własnej konfraterni i zrozumieniem - posuniętym aż do obrony przed atakami własnych ziomków - tych innych ze wspólnej przestrzeni pogranicza. Oczywiście ściągali w ten sposób na siebie gromy ze strony tychże ziomków, jednakże dla wielu, w tym i dla mnie, była to prawdziwa lekcja etosu pogranicza i właściwie rozumianego patriotyzmu.

Dzisiaj niestety taka postawa znajduje się w defensywie. Przeżywamy okres słabości, chwiejemy się w swych zasadach, stronimy od ludzi odważnych, rozczulamy nad sobą. Trudno odmówić racji profesorowi Danielowi Beauvois, autorowi eseju pt. “Mit ‘Kresów wschodnich’, czyli jak mu położyć kres”, który, patrząc z dystansu jaki oferuje obywatelstwo Paryża, bezlitośnie nas obnaża: “…okres postkomunistyczny, który przyniósł ogromny rozkwit publikacji w Polsce poświęconych Kresom, nie odznacza się poszukiwaniem nowego, zdrowszego podejścia. Wolność publikacji spowodowała raczej nawał pism i studiów odrabiających tak długo niemożliwą gloryfikację “czynu polskiego” na Wschodzie. Mimo pięknych deklaracji, że należałoby ustanowić “dzień ekspiacji” za dziejowe błędy, nie bardzo się o tych błędach słyszy. Natomiast bez końca snują się wątki polonocentryczne o cmentarzach wileńskich czy lwowskich, o sztuce polskiej, o prześladowaniach, o zesłaniach, o wielkich postaciach polskich, o religii katolickiej, o zniszczeniach, nie omijając, owszem po raz któryś, Wernyhory i romantycznej przestrzeni idyllicznej.”

Przy rozważaniu możliwości przezwyciężenia czasu zastoju, a więc kryzysu w naszych sąsiedzkich, polsko-ukraińskich stosunkach, ważne wydaje mi się jest abyśmy pamiętali o tym, że jest to jednocześnie czas wyczerpania. Pewne aktualne jeszcze niedawno koncepcje i sposoby ich realizacji, narzędzia decydujące o skuteczności naszego działania, straciły swą moc i aktualność. Stoimy w obliczu konieczności wypracowania nowej linii działania, może nowych idei, do realizacji których potrzebne są nowe narzędzia i stara odwaga.

Inspirujące w tej materii wydają mi się refleksje księdza Tomasza Węcławskiego, zawarte w jego wykładzie wygłoszonym w ramach Uniwersytetu Latającego Znaku. Podał w nim ksiądz trzy proste zasady, którymi należy się kierować. Pierwsza to: “Mówcie prawdę. Powiedzcie całą prawdę”. Będąc świadomym, że społeczna czy polityczna roztropność każą w niektórych przypadkach całej prawdy nie ujawniać, ksiądz twierdzi pomimo wszystko, że jeśli chodzi o sprawy naprawdę społeczne taka “roztropność” prędzej czy później okazuje się fałszywa i przynosi klęskę. Druga zasada to: “Zapomnijcie (choćby na chwilę), do jakiego należycie środowiska czy ugrupowania”. Chodzi w niej o “walkę z “partyjnością” własnego myślenia i wynikającym stąd partykularyzmem własnych wizji i idei. Trzecia zasada to: “Proponujcie tylko takie rzeczy, w których realizacji sami możecie uczestniczyć”. Sformułowanie tej zasady to – nawiązując do przywołanego przeze mnie wcześniech ducha musilowskiego - księdza Węcławskiego odpowiedź na Akcję Równoległą, czyli na groźną społeczną chorobę, “którą jest gadulstwo nie przekładające się na owocną pracę”.

Zasady te zostały sformułowane przez księdza Węcławskiego nie w odniesieniu do stosunków polsko-ukraińskich oczywiście, ani też żadnych innych stosunków między narodami i to jeszcze związanych z relacją do przeszłości. W wykładzie księdza odniesione zostały do dzisiejszej kondycji społeczeństwa polskiego, które jest zniechęcone i pozbawione nadziei. Niemniej wydają mi się one niezwykle trafne także w relacji do tych problemów, które rozważam w swoim liście. Chciałem bardzo, aby ta moja refleksja nie była tylko opisem stanu kryzysu, aby zawierała pewne konstruktywne intuicje. Idąc tym tropem pokuszę się na koniec o charakterystykę intelektualisty radzącego sobie z historią i działającego w na nowo zagospodarowywanej przestrzeni polsko-ukraińskiego pogranicza:

Po pierwsze - mówi całą prawdę, choćby to bolało i wiązało się z rozdrapywaniem źle zagojonych ran, bowiem działa w systemie demokratycznym, który – jak uważa przywoływany przez księdza Węcławskiego Carl Friedrich von Weizsacker – “opiera się na przekonaniu, że ludziom można powiedzieć prawdę”; po drugie - potrafi uwolnić się (choćby na chwilę) z bycia Polakiem czy Ukraińcem, bowiem chodzi najbardziej o “rzeczywiste zainteresowanie ludźmi poza tym kręgiem, w którym nam jest dobrze i wygodnie, a co nie będzie możliwe bez wydostania się z narodowych, partykularnych opłotków; po trzecie - uczestniczy w realizacji spraw, o których mówi i to w przestrzeni nie tyle środowisk elitarnych, ale wspólnot lokalnych i szerokich warstw społecznych, nie tylko po to, by nieść tam swoją wiedzę, ale także po to, by się uczyć i w nowy sposób kształtować swoje idee; jest człowiekiem praktyki, bo “czas na próżne gadulstwo dawno już zużyliśmy bez reszty.”

Z pogranicznym pozdrowieniem,
Krzysztof Czyżewski


List otwarty do Ukraińców i Polaków dobrej woli w sprawie Cmentarza Orląt

http://www.rp.pl/gazeta/wydanie_020718/publicystyka/publicystyka_a_10.html

Z troską i najwyższym niepokojem obserwujemy narastanie konfliktu wokół Cmentarza Orląt we Lwowie. Podzielamy pogląd lwowskich intelektualistów wyrażony w liście do prezydentów Polski i Ukrainy, iż w ostatnich miesiącach pojawiło się niebezpieczne pęknięcie w stosunkach polsko-ukraińskich, które może mieć bardzo negatywne skutki dla przyszłości całokształtu stosunków między Polską a Ukrainą.

Kontynuowanie obecnego sporu, często w poniżającej poległych retoryce, zaognia nastroje nacjonalistyczne po obu stronach granicy i staje się wygodnym argumentem w ustach tych, którzy nigdy nie pragnęli polsko-ukraińskiego dialogu. Kontynuacja sporu obraca też wniwecz ogrom dotychczasowych wysiłków podejmowanych przez ludzi nauki, kultury, polityki na rzecz wzajemnego porozumienia, przezwyciężenia barier nieufności, wyjaśnienia ciemnych kart naszej wspólnej historii. Nasza dotychczasowa współpraca rozwijała się nadspodziewanie pomyślnie. Nie niszczmy więc tego, w co setki ludzi dobrej woli włożyły swoje serca i bezinteresowny wysiłek.

Nie możemy dopuścić do tego, by nas - Polaków i Ukraińców - oddzielił mur niezrozumienia i wzajemnych pretensji. Właśnie dlatego wyjątkowo ważne jest, byśmy wspólnie potrafili znaleźć takie rozwiązanie konfliktu wokół Cmentarza, które oddawałoby szacunek i Polakom, i Ukraińcom, którzy oddali życie za swoje ojczyzny. Wyrażamy szacunek tym ludziom, środowiskom i instytucjom po stronie ukraińskiej i polskiej, które, mimo przeszkód, kontynuują dialog między naszymi narodami, oraz żywimy nadzieję, iż nie zaprzestaną swoich wysiłków.

Adam Bartosz (Tarnów), Bogumiła Berdychowska (Warszawa), dr Danuta Berlińska (Opole), Michał Boni (Warszawa), Jacek Borkowicz (Warszawa), Bogdan Borusewicz (Gdańsk), Wojciech Brakowiecki (Lublin), dr Jan Jacek Bruski (Kraków), Jan Byra (Zamość), Tadeusz Chabiera (Warszawa), Mirosław Chojecki (Warszawa), dr Krzysztof Czajkowski (Częstochowa), Krzysztof Czyżewski (Sejny), Urszula Doroszewska (Warszawa), Andrzej Folwarczny (Gliwice), Władysław Frasyniuk (Wrocław), Cezary Gawryś (Warszawa), prof. Bronisław Geremek (Warszawa), Henryk Giedroyc (Maissons Laffitte), prof. Janusz Grzelak (Warszawa), Zofia Hertz (Maissons Laffitte), dr Ola Hnatiuk (Warszawa), prof. Andrzej Janowski (Warszawa), Monika Januszek (Lublin), dr Jacek Jarymowicz (Warszawa), prof. Maria Jarymowicz (Warszawa), Jacek Kaczmarski (Gdańsk), Andrzej Kaczyński (Warszawa), Jacek Kluczkowski (Warszawa), prof. Jerzy Kłoczowski (Lublin), Piotr Kłoczowski (Warszawa), Krystyna Kofta (Warszawa), prof. Mirosław Kofta (Warszawa), dr Agnieszka Korniejenko (Warszawa/ Kraków), Agata Koss (Lublin), Piotr Kościński (Warszawa), Piotr Kosiewski (Warszawa), Paweł Kowal (Warszawa), dr hab. Andrzej Stanisław Kowalczyk (Warszawa), Krzysztof Kozłowski (Kraków), Marek Krawczyk (Warszawa), prof. Ireneusz Krzemiński (Warszawa), Olga Krzyżanowska (Gdańsk), prof. Joanna Kurczewska (Warszawa), Jacek Kuroń (Warszawa), dr hab. Maria Lewicka (Warszawa), Jan Lityński (Warszawa), dr Hubert Łaszkiwicz (Lublin), Tadeusz Mazowiecki (Warszawa), prof. Andrzej Mencwel (Warszawa), dr hab. Włodzimierz Mędrzecki (Warszawa), dr Janusz Mieczkowski (Szczecin), prof. Stanisław Mika (Warszawa), Piotr Mitzner (Warszawa), dr Grzegorz Motyka (Lublin), Małgorzata Naimska (Warszawa), prof. Zdzisław Najder (Warszawa/Opole), Piotr Niemczyk (Warszawa), Stefan Niesiołowski (Łódź), Zbigniew Nosowski (Warszawa), Janina Ochojska (Warszawa), prof. Andrzej Paczkowski (Warszawa), Andrzej Peciak (Lublin), Krzysztof Piesiewicz (Warszawa), prof. Jerzy Pomianowski (Kraków), Adam Pomorski (Warszawa), Maria Przełomiec (Warszawa), Anna Rakowska (Warszawa), Małgorzata Sawicka (Lublin), prof. Dorota Simonides (Opole), Paweł Smoleński (Warszawa), dr Danuta Sosnowska (Warszawa), dr hab. Tytus Sosnowski (Warszawa), Andrzej Stasiuk (Czarne), prof. Tadeusz Stegner (Gdańsk), dr Stanisław Stępień (Przemyśl), Monika Sznajderman (Czarne), dr Jarosław Szostakowski (Warszawa), dr Robert Traba (Warszawa), Donald Tusk (Gdańsk), Stanisław Tym (Zakąty/Warszawa), Andrzej Wajda (Warszawa), dr hab. Barbara Weigl (Opole), Wojciech Wieczorek (Warszawa), Andrzej Wielowieyski (Warszawa), Jagienka Wilczak (Warszawa), Marcin Wojciechowski (Warszawa), Henryk Wujec (Warszawa), Jakub Wygnański (Warszawa), Krystyna Zachwatowicz (Warszawa), Krzysztof Zanussi (Warszawa), dr Tomasz Zarycki (Warszawa), Kalina Zielińska (Warszawa), Jarosław Zoń (Lublin), Małgorzata Żurakowska (Lublin)